á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Trochę paniki. Powiew szuka istnienia.
Rosnę wszędzie, gdzie jestem. Niepotrzebny lęk.
Ziemia trzyma korzenie, cień obłoku, wędrówkę.
Zdaniem Matywieckiego, trwoga naszego położenia być może na tym polega, że jesteśmy między niczym a znikomością. Nasza świadomość nie zna ani początku ani końca czasu. Nadajemy formę własnemu niebyciu, która jest strachem przed zupełnym rozpadem zwalczających się żywiołów, z których jeden niesie nas wysoko, a drugi z impetem ściąga do ziemi. Jesteśmy od urodzenia po nie wiadomo co. Powie autor Powietrza i czerni: „Osobno mam czas, osobno nadzieję”. Poeta odklina czas, próbuje jakoś połączyć siebie przeszłego z sobą dzisiejszym i na próżno szuka jakiejś między wcieleniami, komunikacji. Nowy tom jest o nieubłaganym czasie, o różnych wersjach nas samych, które na przestrzeni lat przymierzył i odłożył na bok, w najgorszym wypadku, pogruchotał, skazał na zapomnienie. Matywiecki stale pyta jak siebie definiować, co istotnego człowiek ma do powiedzenia na swój temat, ponad to, że ciągle go mniej, a to, co składało się na niego rośnie na hałdzie przeszłości, do której zwykle z czasem, gubi się drogę. Dlatego: „teraźniejszość musi mówić, / bo inaczej / nie było i nie będzie” – czytamy w wierszu Już teraz.